Dzień dziewiąty – 8 lipiec (niedziela)
Tak się każdy sen sprawdza, jak się go tłumaczy
Przysłowie islandzkie
Nagłe ocknięcie się w nocy i znany stan zawieszenia… „Gdzie jestem? W realności, czy we śnie jeszcze? A jeśli w realności, to w jakim miejscu jestem? „. Miałem karkołomne, dziwne i bogate w wydarzenia sny. W jednym z nich z wysiłkiem biegłem. Pomacałem kolano… jest. Zasnąłem znowu, lecz obudziłem się rano bardzo spocony.
Oczywiście w każdym miejscu, gdzie śpimy, są kaloryfery i zawsze sprawdzałem, czy przypadkiem nie są włączone. Darmowe ogrzewanie może działać na okrągło. Noce są lekko chłodnawe, ale najważniejsza natura współczesnego człowieka – jak coś jest i to za darmo, czemu nie używać… Potem się dowiedziałem, że właściwy najazd turystów na Islandię, zaczyna się 15 lipca i wtedy ogrzewanie wyłączają, choć nie zawsze, bo turysty narzekają, iż im chłodno w nocy. Współczesne turysty-piecuchy. Zreszta to charakterystyczne dla Zachodniej cywilizacji – przegrzewanie się. I obżeranie, przeżuwanie świata bez głębszej refleksji, bez zagłębiania się w istoty spraw i rzeczy. Wystarczy co się usłyszy od przewodnika i zrobi się setne zdjęcie, oczywiście ze sobą na pierwszym planie.
Jak dobrze, że zdecydowaliśmy się tu przyjechać w pierwszej połowie lipca.
Śniadanie z żywiołową rodziną, zaciekawione dzieci przyglądają nam się uważnie. Oczywiście na stole spory asortyment ryb i są nawet wędzone małże. Na Islandii mają doskonałe pieczywo, szczególnie ciemny chleb. A tutaj małe, ciemne i twarde z wierzchu bułki, które wyglądem przypominają owe magmowe, nierówne kulki na lawowych polach. W środku sama pachnąca miękkość.
Zanim Seweryn się wygrzebał minęła godzina i ruszyliśmy na trasę
o 10-tej. Nasz fiord Steingrims, który jest częścią większej zatoki – Hunafloi, znów zachmurzony, z okresowymi przejaśnieniami.
Jedziemy prosto na południe, by dobić do drogi nr 1, której będziemy się dziś trzymać, aż do osiągnięcia celu – miejscowości Husavik. Tam dwa dni pobytu, okraszone wypadem na północny kraniec wyspy i wypłynięcie na zatokę Skjalfandi, na spotkanie z wielorybami. Przejedziemy u podstawy czterech z pięciu palcowatych półwyspów, rozczapierzonych ku północy, ku Oceanowi Arktycznemu.
Przemknęliśmy dość szybko drogą 68, u nasady fiordu Hruta dobiliśmy do Jedynki, która wpierw ostro skręca na północ, by później biec w kierunku płn-wsch i wschodnim, przez niezwykle malownicze tereny. Obszar północny jest krainą hodowli koni, które pasą się na rozległych łąkach, a swym umaszczeniem często przypominają mustangi. Ich maść jest bardzo zróżnicowana i nieraz wyróznia się przepięknym deseniem. Bardzo szybko zauważyliśmy małe stado przy ogrodzeniu z bali, a ponieważ chcieliśmy nieco rozprostować kości, wysiedliśmy z auta. Podszedłem, poprzez rów, do koni. Dały się podrapać po czole i delikatnie pogłaskać po bokach łba. Bardzo lubię konie. W lipcu 1981 roku jechałem autostopem przez Szwecję i zatrzymałem się z parą młodych Szwajcarów, którzy mnie podebrali z szosy, w zagajniku przy drodze. Poszedłem na spacer i po parunastu krokach trafiłem na płot ogradzający górzystą łąkę. Na szczycie wzgórza stał samotny koń. Byłem tego dnia w smętnym nastroju, bo zaledwie dziesięć dni temu opuściłem Polskę, pełen złych przeczuć i tęsknoty za córką. Zawołałem konia i ku memu zdumieniu ruszył do mnie galopem. Gdy dobił do płotu zobaczyłem, iż był potężnym, jabłkowitym ogierem. Stanął naprzeciw mnie i nagle przełożył łeb przez najwyższy bal ogrodzenia i położył na mym ramieniu. Objąłem go i coś mu tam czule po polsku mówiłem, a on spokojnie słuchał. Tak jakby wyczuwał mój stan i mnie pocieszał. Niezapomniane przeżycie.
Dobijamy do Hunafjordur mijając po drodze jezioro Hop, koło którego rozciąga się obszar wielkich bagien. Występują one także, wraz
z małymi oczkami wodnymi, w następnym fiordzie – Skaga. Wszystko za sprawą licznych, małych rzek glacjalnych, zdążających z dwóch dużych lodowców – Lang i Hofs – poprzez doliny, pomiędzy pasmami gór i płaskowyżów, ku fiordom. Jest tu mnóstwo wodnych ptaków i obfite zasoby ryb, głównie łososia i pstrąga.
Zatrzymujemy się w wiosce Varmahid. W przydrożnej i pustej restauracji zjadłem zupę na baraninie z chlebem. Zupa niestety nie była dostatecznie ciepła. Długo ją potem czułem na żołądku.
Na drewnianym stole wrysowane są znaki runiczne, a na zewnętrznej ścianie budynku wisi tarcza.
Runy (podaje za prof. Normanem Davisem z jego książki „Europa”), są podstawą alfabetu Wikingów zwanego futhark, rozwiniętego od około roku 350 n.e. Na Islandii używano odmiany szwedzko-norweskiej składającej się z szesnastu podstawowych znaków. Futhark powstał z wielce obszernego zbioru znaków (tzw. Hallristningar – „zbiór runów”), który używano do okultystycznych wróżb, od epoki brązu.
Hello there, I discovered your web site through Yahoo and google whilst seeking a relevant subject, your site developed, it looks like great. We’ve combined with favourites features and functions|added to the social bookmarks.
I just now could hardly go away completely your internet-site before hinting i always genuinely cherished the normal data individuals source on the friends? Will likely be backside continuously so that you can have a look at brand new content